, ATOMOWA WOJNA BOGÓW, Czytelnia 

ATOMOWA WOJNA BOGÓW

ATOMOWA WOJNA BOGÓW, Czytelnia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ATOMOWA WOJNA BOGÓW
CZĘŚĆ I
Zanim nasza cywilizacja wkroczyła w wiek atomowy - wiele odkryć, przekazów mitologicznych,
opisów w świętych księgach, wykopalisk i zagadkowych zjawisk obserwowanych na Ziemi
pozostawało niezrozumiałymi.
Sędziwe teksty sanskryckie "Mahabharata" opisują szczegółowo wybuchy wielkich kul ognistych
oraz wywołane przez nie burze i sztormy. Następstwa tych wybuchów przybierały u ludzi formę
klasycznych objawów choroby popromiennej, wywołując utratę włosów, wymioty, osłabienie i w
końcu śmierć. Co ciekawe, teksty te podają, że osoby znajdujące się w zasięgu działania wybuchów,
mogą się ocalić, usuwając wszystkie metale z powierzchni swoich ciał i zanurzając się w wodzie
rzecznej. Cel tego mógł być tylko jeden - dekontaminacja przez zmycie powierzchni ciała i odzieży
z cząstek radioaktywnych , czyli proces, który w takich przypadkach zalecany jest i dzisiaj.
Erich von Däniken wspomina zawarte w rozmaitych starożytnych tekstach opisy broni jądrowej,
sugerując, że była ona użyta przez przybyszów z kosmosu, wyposażonych w wytwory swej
zaawansowanej wiedzy i technologii, przeciwko prymitywnym mieszkańcom naszej planety.
Wydaje się jednak mało prawdopodobne, aby przybysze stosowali tak drastyczne środki przeciwko
pierwotnym, niecywilizowanym, wyposażonym jedynie w łuki i strzały mieszkańcom Ziemi.
Richard B. Mooney podaje, że brahmińska księga "Siddnanta-Ciromani" posługuje się jednostkami
czasu, z których ostatnia, najmniejsza,
trutti
stanowi 0,33750 sekundy. Uczeni studiujący teksty
sanskryckie są zakłopotani, nie mogac wyjaśnić, do czego służyć mogła w starożytności tak mała
jednostka czasu i jak można było ją mierzyć bez odpowiednich instrumentów. Współczesne
prymitywne szczepy posiadają dość niejasne pojęcie czasu i nawet godziny mają dla nich
stosunkowo niewielkie znaczenie. Trudno więc sobie wyobrazić, by starożytne ludy prymitywne
zachowywały się w tym względzie inaczej.
Andrew Thomas w swojej książce "Nie jesteśmy pierwsi" pisze:
Według jogi Pundit Kaniah z
Ambatturu w Madras, którego spotkałem w roku 1966, początkowo system pomiaru czasu u
brahminów był sześćdziesiątkowy, na dowód czego joga cytował wyjątki z "Brihath Sakatha" i
innych tekstów sanskryckich. W dawnych czasach doba dzieliła się na 60 "kala", z których każda
wynosiła 24 minuty. "Kala" dzieliła się an 60 "vikala", z których każda wynosiła 24 sekundy.
Następnymi 60 razy mniejszymi jednostkami były: "para", "tatpara", "vitatpara", "ima" i w końcu
"kashta" - jedna trzystamilionowa część sekundy. Do czego starożytnym Hindusom służyć mogły
ułamki mikrosekund? Pundit Kaniah wyjaśnił, że uczeni brahmini od zarania dziejów zobowiązani
byli do zachowania tej tradycji w pamięci, choć sami jej nie rozumieli.
Jedna trzystamilionowa część sekundy - kashta - nie może naturalnie mieć żadnego sensu
praktycznego, jeśli nie dysponuje się urządzeniami, które mogłyby mierzyć czas z taką
dokładnością. Z drugiej strony wiadomo, że czas życia niektórych cząstek atomowych: hiperonów i
mezonów jest bliski jednej trzystamilionowej części sekundy.
Tablica "Varahamira", datowana na rok 550 naszej ery, zawiera wielkości matematyczne
porównywalne z wymiarami atomu wodoru. Czyżby te liczby również przekazano nam z odległej
przeszłości? Joga Vashishta twierdzi:
Istnieją rozległe światy w pustych przestrzeniach każdego
atomu, tak różnorodne, jak pyłki w promieniach słońca.
Wydaje się to wskazywać na starożytną
wiedzę o tym, że nie tylko materia zbudowane jest z niezliczonej liczby atomów, lecz że w samych
atomach, jak dziś wiemy, większa część przestrzeni nie jest wypełniona materią.
Teksty te, pochodzące z dalekiej przeszłości, wskazują więc, iż już wówczas istniała głęboka
znajomość fizyki atomowej. Fakt, że brahmini zobowiązani byli pamiętać szereg symboli
matematycznych, nie rozumiejąc ich nawet, świadczy o celowo podjętym wysiłku zmierzającym do
przekazania wiedzy z zaginionej ery technologicznej. Można sobie wyobrazić pradawnych
uczonych, którzy obserwując upadek swojej cywilizacji, zapisywali swoją wiedzę i powierzyli
pewnej grupie ludzi odpowiedzialność za przekazywanie jej poprzez wieki, aż do czasu, kiedy
znowu stanie się ona zrozumiała.
Wydaje się, że coś z tej starożytnej nauki przenikało przez wieki w dość ogólnej formie. Dwa i pół
tysiąca lat temu Demokryt mówił:
W rzeczywistości nie istnieje nic, tylko atomy i pusta przestrzeń
.
Grecy uważali, że atom jest najmniejszą cząstką materii i nie może być podzielony, podczas, gdy
Fenicjanin Moschus zapewniał, że atom można podzielić i usiłował o tym przekonać Greków.
Żyjący w pierwszym wieku przed naszą erą uczony rzymski, Lukrecjusz, pisał że
atomy pędzą
nieustannie w przestrzeni i podlegają niezliczonej liczbie zmian pod zakłócającym wpływem
zderzeń. Są one zbyt małe, aby można je było widzieć.
Dopiero w dziewiętnastym i dwudziestym stuleciu podjęto poważne prace w dziedzinie fizyki
atomowej, więc uczeni starożytni, których fragmentaryczna wiedza pochodzić musiała z
zamierzchłej epoki zapomnianej technologii, nie mogli potwierdzić swych wiadomości w praktyce,
nie istniała bowiem technologia, która by im to umożliwiała.
Zamierzchła epoka, kiedy wiedza ta była stosowana w praktyce, wykorzystywała prawdopodobnie
energię atomową do wielu celów. Idea transmutacji metali, która pochłaniała uwagę alchemików
przez całe wieki, każąc im szukać sposobu zamiany ołowiu w złoto, wynikała prawdopodobnie z
jeszcze starszej wiedzy o tym, że manipulacja strukturami atomowymi pierwiastków pozwala na
przekształcenie jednego z nich w drugi.
Jednakże najbardziej nas tutaj interesuje nie samo zastosowanie energii jądrowej, lecz niewłaściwe
zastosowanie. Wydaje się, że rozmaite starożytne teksty stwierdzają ponad wszelką wątpliwość fakt
wystąpienia na Ziemi straszliwej masakry ludzkości. W sferze domysłów znajduje się jedynie to,
czy konflikt ów był wyłącznie ziemskiego pochodzenia, czy też brali w nim udział pochodzący z
kosmosu przybysze, wyposażeni w zaawansowaną wiedzę i technologię.
Charles Berlitz pisze, że zaskakujące wzmianki i aluzje do stosunkowo niedawnych zdobyczy
naszej cywilizacji, jak bomba atomowa, rakiety, gazy bojowe i inne, występują szczególnie obficie
w starożytnych tekstach indyjskich. Wyjątkowo dużo tego rodzaju opisów napotkać można we
wspomnianym staroindyjskim eposie - "Mahabharata", stanowiącym kompendium wiedzy
dotyczącej religii, świata, modłów, obyczajów, historii oraz legend o bogach i bohaterach
starożytnych Indii. Często nazywa się ten epos "indyjską Iliadą", chociaż jest siedem razy
obszerniejszy od Iliady i Odysei razem wziętych (zawiera 200 000 wierszy). Przypuszcza się, że
został napisany około 1500 lat przed naszą erą, ale dotyczy zdarzeń znacznie wcześniejszych. Po
raz pierwszy wydrukowano go w sanskrycie w roku 1834, a następnie przełożono: najpierw w roku
1843 na język włoski, a następnie w 1884 na angielski.
"Mahabharata" w dużej części zajmuje się działaniami wojennymi, w których biorą udział bogowie,
półbogowie i ludzie. Przypuszcza się, że opisy te stanowią quasi-historyczny przekaz dotyczący
inwazji Ariów z północy, którzy wyparli pierwotnych mieszkańców tych ziem, Drawidów, na
południe półwyspu indyjskiego. Jednakże wśród normalnych w takich razach obrazów starożytnych
działań bojowych rozrzucone są szczegółowe i bardzo zagadkowe wzmianki dotyczące, łatwych
obecnie do zidentyfikowania, broni jak działa artyleryjskie - "agneyastra", rakiety, samoloty bojowe
- "vimana", radar, zasłony dymne, gazy trujące - "tashtra", gazy obezwładniająe - "mohanastra",
pojazdy rakietowe i głowice atomowe. W drugiej połowie XIX wieku fragmenty te brzmiały
tajemniczo lub zabawnie; dzisiaj natomiast ich wymowa jest dla wszystkich chyba mieszkańców
kuli ziemskiej oczywista, pomimo, że od czasu, którego opisy dotyczą, minęły tysiące lat.
Przedstawiając bitwę pomiędzy starożytnymi armiami, "Drona Parva", jedna z ksiąg
"Mahabharata", opowiada o walce, w czasie której wybuchy pocisków dziesiątkują całe armie,
powodując, że tłumy żołnierzy
wraz z rumakami, słoniami oraz bronią zostały uniesione i porwane
przez wielki wicher jak suche liście drzew...
Starożytny kronikarz dodatkowo zaopatrzył ten opis w
komentarz:
Wyglądali tak wspaniale jak szybujące ptactwo - jak ptaki odlatujące z drzew.
Tekst
zawiera nawet przedstawienie charakterystycznego grzybiastego wybuchu nuklearnego, który
porównywany jest do otwarcia gigantycznego parasola, zaś opis skażenia środków żywnościowych,
wypadania włosów u ludzi oraz konieczność dokładnego zmycia ciała ludzi i zwierząt dla
zapobieżenia chorobie lub śmierci stanowią dziwnie nowoczesny akcent tej starożytnej legendy.
A oto pochodzące z "Mahabharata", "Ramayana" i "Mahavira Charita" fragmenty opisujące walkę:
Pojedynczy pocisk wybuchł z całą mocą świata. Rozżarzony słup dymu i ognia, tak oślepiający jak
dziesięć tysięcy słońc, uniósł się w całej swej wspaniałości (...). Była nieznana broń, żelazny piorun,
gigantyczny posłaniec śmierci, który zamienił w popioły całą rasę Vrishni i Andhaka. Ciała była tak
popalone, że nie można ich było rozpoznać. Ich włosy i paznokcie powypadały, wyroby garncarskie
popękały bez widocznego powodu, a wszystkie ptaki zbielały. Po kilku godzinach wszystkie produkty
spożywcze zostały zatrute (...) Aby uciec od tego ognia, żołnierze rzucali się do strumieni, aby
obmyć siebie i swój ekwipunek.
Następstwa działania tej superbroni opisane są następująco:
Zaczął wiać wicher (...), wydawało się,
że słońce się obróciło, świat, spieczony ogniem, wydawał się być w gorączce. Słonie i inne
zwierzęta lądowe, palone energią tej broni mknęły w ucieczce (...), nawet wody były tak gorące, że
przebywające w nich stworzenia zaczęły palić się (...). Nieprzyjacielscy żołnierze padali jak drzewa
w szalejącym ogniu - wielkie słonie palone tą bronią padały na ziemię, wydając dzikie ryki bólu.
Inne, palone ogniem, biegały we wszystkie strony, jak wśród płonącego lasu, także rumaki i pojazdy
spalone energią tej broni, wyglądały jak szczyty drzew, które spłonęły w pożarze lasu.
Księga "Karna Parva" podaje nawet wymiary broni:
Strzała śmiertelna jak laska śmierci. Mierzy
ona trzy łokcie i sześć stóp
(320 cm.)
Obdarzona mocą pioruna tysiącokiego Indry, była ona
niszczycielska dla wszystkich żyjących stworzeń.
Starożytni Hindusi wykazali w swoich przekazach piśmienniczych zaskakującą wiedzę naukową o
świecie i materii. W powstałym prze około 5000 laty dziele zatytułowanym "Jyotish" znajdujemy
rozważania na takie tematy, jak heliocentryczny ruch planet, prawa grawitacji, gwiazdy stałe na
Mlecznej Drodze, dobowy obrót osiowy ziemi, kinetyczna teoria energii i teoria budowy atomu.
Wiadomo także, że niektóre szkoły filozoficzne podejmowały jako przedmiot swoich rozważań
skomplikowane obliczenia z zakresu fizyki atomowej. Wyznaczenie czasu "potrzebnego do
przejścia atomu przez jednostkę objętości równą tej, jaką on sam zajmuje" jest przykładem jednego
z prostszych "tematów badawczych".
Istnieją także przykłady ścisłych i realnych opisów budowy rakiet i samolotów. Sama tylko
"Mahabharata" zawiera 230 strof poświęconych opisowi zasad konstrukcji latających maszyn
("vimana"), oraz innych urządzeń i aparatów. W "Samarangana Sutradhara" omawiane są zalety i
wady rozmaitych typów samolotów, zarówno z punktu widzenia ich względnych zdolności i
szybkości wznoszenia, jak również sposobów lądowania. Dyskutuje się tam także rodzaje
materiałów napędowych (między innymi rtęć?) oraz materiałów konstrukcyjnych, konstrukcyjnych
mianowicie różnych odmian drewna, metali lekkich i ich stopów.
Zwróćmy uwagę na fragment opisu lotu "vimana":
W wyniku działania sił utajonych w rtęci, które
uruchamiają wir napędowy powietrza, człowiek znajdujący się wewnątrz może podróżować w
podniebną dal (...). Vimana za pomocą rtęci rozwijać może moc pioruna (...). Jeśli ten żelazny silnik
o odpowiednio połączonych częściach zostanie napełniony rtęcią, a do jego górnej części
doprowadzony zostanie żar, to zaczyna on z rykiem lwa rozwijać moc (...) i natychmiast staje się
niczym perłą na niebie.
Inny staroindyjski epos klasyczny "Ramayana", opisuje widok, jaki roztaczał się z góry podczas
loty boga Rama i jego małżonki Sita ze Sri Lanka do Indii. Widok ten opisany jest tak szczegółowo,
że wydaje się niemożliwe, aby autor mógł tego nie obserwować sam z góry. Ponadto starożytny
samolot pokazano w sposób zadziwiająco nowoczesny:
Niepowstrzymany w swym ruchu (...), o
godnej podziwu szybkości(...), w pełni kontrolowany (...), o pomieszczeniach wyposażonych w okna
i znakomite miejsca siedzące.
Jednocześnie znajdujemy w tych dziełach stałą troskę i zaabsorbowania niebezpieczeństwami
wynikającymi z użycia broni nuklearnej. "Mahabharata" zawiera wersety, które, jeśli pominiemy
ich archaiczny styl, mogliby wypisać na swoich sztandarach dzisiejsi bojownicy o pokój:
Wy,
okrutni i niegodziwi, upojeni i zaślepieni pychą, przez wasz Żelazny Piorun staniecie się
niszczycielami własnego narodu.
"Ramayana" przestrzega, iż
Strzała Śmierci jest tak potężna, że może w jednej chwili zniszczyć całą
Ziemię, a jej straszliwy wznoszący się dźwięk, wśród płomieni, dymu i pary (...) jest posłańcem
śmierci.
Wreszcie "Badha Parva" opisuje efekty ekologiczne użycia takich bomb:
Nagle pojawiłą się jakaś
substancja podobna do ognia
(stan plazmy?)
i nawet teraz pokrywające się bąblami wzgórza, rzeki
i drzewa oraz wszelkiego rodzaju zioła, trawy i rośliny, w ruchomym i nieruchomym świecie,
obracają się w popiół.
W końcu w "Mausala Parva" znajdujemy notatkę wskazującą na to, że zdano sobie wreszcie sprawę
z tego, iż broń ta jest zbyt niebezpieczna dla świata. Notatka wydaje się napomykać o niszczeniu i
pozbywaniu się głowic atomowych:
W wielkim strapieniu umysłu król nakazał zniszczyć Żelazny
Piorun, na drobny proch. Wezwano ludzi(...), aby wrzucili ten proch do morza.
CZĘŚĆ II
Indie nie są jedynym krajem, gdzie istnieją legendy i zapisy dotyczące pradawnej katastrofy
atomowej na Ziemi. Występują one także w Chinach. Raymond W. Drake twierdzi, że w
"Fengshen-yen-i" znajdują się opisy zdarzeń bardzo podobne do tych, jakie są w sanskryckiej
"Mahabharacie". Przeciwstawne elementy walczyły o panowanie nad Chinami. Wspomagane były
one przez pozaziemskich przybyszów, używających broni przypominających najstraszniejsze
spośród obecnie nam znanych. Wojna była prowadzona przy pomocy oślepiających promieni,
ognistych smoków, płomiennych kul, lśniących żądeł i błyskawic. Jak wynika z opisów, walczące
strony wydawały się posiadać urządzenie podobne dzisiejszemu radarowi, który pozwalał im na
słyszenie i obserwowanie wizualne obiektów oddalonych na odległość kilkuset kilometrów.
Amerykański etnogrf, Baker, odnalazł wśród kanadyjskich indian legendy mówiące, że
kiedyś tam
na południu istniały wielkie lasy i łąki, a wśród nich wielkie oświetlone miasta, zamieszkiwane
przez ludzi, którzy latali do nieba na spotkanie piorunom. Później jednak pojawiły się demony i
wszystkie miasta zostały zniszczone. Pozostały po nich tylko istniejące do dnia dzisiejszego ruiny.
Legendy te wywodzą się z objętych wieczną zmarzliną rejonów kanadyjskiej tundry, położonych na
dalekiej północy. Odnoszą się one do dawnych epok, kiedy kiedy klimat obecnych obszarów
biegunoych odbiegał znacznie od dzisiejszego. Tradycja indian kanadyjskich przypomina istniejące
wśród Majów i Azteków legendy, mówiące o miastach, w których ani w dzień ani w nocy nie gasły
światła. Majowie mówili:
Ta ziemia
(obecnie południowo zachodnia część Stanów Zjednoczonych)
stanowi Królestwo
Śmierci. Przebywają tam tylko dusze, które nigdy nie będą poddane reinkarnacji (...), ale dawno
temu była ona zamieszkana przez starożytne rasy ludzkie.
Istnieje wielkie podobieństwo pochodzących z różnych części globu ziemskiego legend mówiących
o masakrach i zniszczeniach. Przypomnijmy tylko z mitologii greckiej postać Zeusa miotającego
gromami i błyskawicami, czy też postać Thora z mitologii nordyckiej, władającego młotem i
błyskawicami.
Jeżeli w zamierzchłej preszłości zaistniał klonfilkt na skalę światową, o zakresie większym nawet
niż drura wojna światowa i znacznie bardziej niszczycielski, to właśnie można by oczekiwać tego
rodzaju ech w pamięci narodów świata.
Podobnie i równie szeroko rozpowszecnione są legendy mówiące o złotym wieku ludzkości. Ci
wszyscy, którzy szukają cudownej i zdumiewającej Atlantydy, w jakimś jednym i określonym
miejscu na ziemi, skazani są, jak się wydaje, na rozczarowanie. Jeśli bowiem cały obszar kuli
ziemskiej w pewnym okresie zamierzchłej przeszłości osiągnął wysoki poziom cywilizacji, to
legendy o jej istnieniu mieć będą charakter globalny. Sam fakt, że różne przekazy, pochodzące z
różnych części ziemskiego globu, umiejscawiały położenie Atlantydy na Morzu Śródziemnym,
Atlantyku, w Hiszpanii, Grenlandii, Islandii, Ameryce lub Tybecie, a nawet że istniało podobne do
Atlantydy królestwo Lemuria na Pacyfiku, wskazuje jedynie na to, że cywilizacja ówczesna miała
zasięg światowy, i cywilizacja ta nie ograniczała się do jednej tajemniczej wyspy lub kontynetnu,
który następnie zatonął w morzu. Tylko istnienie cywilizacji o zasięgu globalnym może wyjaśnić
podobieństwa występujące pomiędzy poszczególnymi cywilizacjami i kulturami zamierzchłej
przeszłości, a także - i różnice.
Istnieje bardzo wiele punktów zbieżnych pomiędzy cywilizacjami Egiptu i Sumeru; również
między cywilizacjami rozwiniętymi w dolinie Indusu i cywilizacjami środkowej i południowej
Ameryki, szczególnie w ich legendach. Istnieją także duże różnice, choć dotyczą głównie
szczegółów, jak to, że na obszarze Europy, Azji i Afryki Połnocnej koło było w powszechnym
użytku, podczas gdy na obszaże Ameryki urządzenie to nie było znane.
Ci, którzy całkowicie odrzucają idee, że kiedyś musiał istnieć kontakt pomiędzy wszystkimi
cywilizacjami, zarówno europejskimi, azjatyckimi, afrykańskimi, jak i amerykańskimi, wydają się
nie brać pod uwagę istotnych czynników. Tym bardziej, że, jak dotąd na próżno poszukujemy
jednego wyróżnionego obszaru, na którym powstałaby pierwotna kultura-matka, źródło wszystkich
innych cywilizacji. Wiele wskazuje na to, iż źródłem tym jest cały glob ziemski. Że istniał nie
jeden, lecz wiele ośrodków rozwiniętej kulrury i cywilizacji.
Warto także zwrócić uwagę na inną osobliwość. Sporo legend mówiących o istnieniu wielkiego i
katastrofalnego konfliktu w zamierzchłej przeszłości, wskazuje obszary, gdzie zdarzenia te miały
miejsce. Okazuje się, że w większości chodzi tu o dzisiejsze pustynie.
Szreg takich przekazów pochodzi z terytorium dzisiejszych Chin. Tam też znajduje się część
niezbadanej dotychczas w pełni pustyni Gobi, która ukrywa pod swymi piaskami wiele tajemnic.
Podobnie w Indiach, w dolinie Indusu, gdzie niegdyś kwitła wspaniała cywilizacja - dziś jest
pustynia. Pustynią jest także znaczny obszar połudnowo zachodniej części Stanów Zjednoczonych,
który Majowie nazywali właśnie Królestwem Śmierci. W Egipcie Horus przeklął ziemie Seta na
tysiące lat. Ogromne obszary Afryki Północnej wraz z Saharą są pustynne. To samo dotyczy także
większości terenów na Środkowym Wschodzie - wielkie miasta Babilonii i Sumeru, zruinowane,
spoczywają teraz pod ruchomymi piaskami.
Większa część Australii to także pustynia - rdzenni mieszkańcy wydają się być potomkami ludów
niegdyś cywilizowanych.
Na niektórych obszarach tej pustyni, gdy w górach zdarzy się ulewny
deszcz, woda i szlam przewalają się i dochodzą aż do brzegów płytkiego jeziora Eyre. Przypomina
to okres, gdy okolice te były zasobniejsze w wilgoć, gdy żyły tam olbrzymie kangury i diprodonty
wielkości nosorożca, jak o tym wspominają legendy tubylców
- pisze prof. Alfons Gabriel, znany
badacz obszarów pustynnych. Jednak
nawet tubylcy zdają się obawiać tych terenów a ich prejście
połączone jest z ogromnymi trudnościami, jest tam bowiem strefa, która w języku krajowym nosi
nazwę "Narikalinanni", co oznacza "miejsce śmierci i zniszczenia".
Legendy i mity mówią o antycznych środkach rażenia, które żywo przypominają współczesne
pociski nuklearne; inne przekazy przypominają obliczenia matematyczne dotyczące zagadnień
fizyki jądrowej. Ale nie tylko przekazy ustne, zapisy w świętych księgach czy inskrypcje w
świątyniach i miejscach starożytnego kultu są intrgujące i zmuszają do porównań; odkrywa się
także coraz więcej zadziwiających faktów i śladów materialnych.
Podczas prób nuklearnych, przeprowadzonych wsłółcześnie na pustyni Gobi w pobliżu Lop Not
oraz na pustynnych obszarach Nowego Meksyku, w wyniku powstania bardzo wysokich temperatur
wywołanych wybuchem jądrowym - piasek pustyni ulegał zeszkleniu. Do wywołania procesu
witryfikacji piasku potrzebne są tak wysokie temperatury, że ich uzyskanie niemożliwe jest
zarówno w procesach eksplozji konwencjonalnych materiałów wybuchowych czy palnych, ani też
w procesach wulkanicznych. Takie temperatury otrzymać można natomiast w procesach
termonuklearnych. Tymczasem na pustyni Gobi odkryto obszary zeszklonego piasku, znajdujące się
tam od tysięcy lat. Obszary takie istnieją również na pustyni kalifornijskiej, zaś tajemnicze szkliste
tektyty, znalezione w piaskach pustyń północnej Afryki i Środkowego Wschodu, uważa się za
powstałe w procesach radioaktywcych. Skały w Peru i Boliwii także noszą wyraźne znamiona
witryfikacji, zaś obszary, na których one występują, wykazują cechy pustynne.
Powstaje pytanie, jak te pustynie utworzyły się? Jak mogły wytworzyć się i trwać, otoczone ze
wszech stron ogromnymi obszarami bujnej wegetacji? A może powstały one w wyniku eksplozji
pocisków nuklearnych wielkiej mocy, które zniszczyły nie tylko ludność ten obszar zamieszkującą,
lecz także wszystkie przejawy życia zwierzęcego i roślinnego, zaś substancje radioaktywne
powstałe w tym procesie, swoim promieniowaniem wysterylizowały te tereny na okres tysięcy lat?
Niewiele bowiem przejawów życia obserwuje się i dziś na tych pustyniach, a to, co tam rośnie i
żyje, przeżywa z wielkim trudem pomimo wytworzenia szeregu cech adaptacyjnych. Być może
istnieje ziarno prawdy w legendzie o Horusie, zaś przekleństwo zesłane na ziemie Seta było
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dodatni.htw.pl