, Amberlake Cyrian - Domino 02 - Płonące ćmy, Download, - ▧ Normalne, ● PDF -BDSM 

Amberlake Cyrian - Domino 02 - ...

Amberlake Cyrian - Domino 02 - Płonące ćmy, Download, - ▧ Normalne, ● PDF -BDSM
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROZDZIAŁ l
Po krótkim namyśle Josephine stwierdziła, że facet nie jest w jej typie. Wracała z Edynburga,
a on siedział naprzeciw i przez cały czas bezczelnie się w nią wpatrywał. Miał około
dwudziestu lat. Szczerze mówiąc, nie widziała powodu, aby zaprosić go do domu i zacząć z
nim grę.
Francis czekał w poczekalni.
— Dobry wieczór pani — powiedział, biorąc bagaż. — Czy miała pani przyjemną podróż?
— Niestety, nie. Było, jak zwykle, strasznie nudno. Francis, to jest Russell.
— Dobry wieczór panu. Czy mam zabrać także pański bagaż?
— Nie — powiedział Russell, trzymając mocno teczkę. — Dziękuję.
Załadował neseser na wózek. Francis i Josephine wymienili rozbawione spojrzenia.
Elegancki samochód, czekający na nich przed wejściem, zrobił na Russellu wrażenie.
Przyjemny szum silnika i wygodna jazda sprawiły, że pogrążył się w marzeniach. Gdy
dojechali na miejsce, Josephine widziała w jego oczach zachwyt i pytanie: „Skąd ona ma
pieniądze na tak wystawne życie?" Francis załadował bagaż do windy.
— Czy będzie pani potrzebowała samochód wieczorem?
— Nie. Dziękuję.
— W takim razie życzę miłego weekendu —
powiedział, uśmiechając się znacząco.
— Tobie także, Francis.
Drzwi windy zamknęły się bezszmerowo. Josephine włożyła plastykową kartę w otwór i
zaczęli płynąć w górę. Dopiero teraz Russell nieco się rozluźnił i objął Josephine, próbując ją
pocałować. Nie opierała się, ale za moment spojrzała na niego lodowato. Zabrał rękę i
poluzował krawat, mrucząc pod nosem z niezadowoleniem.
Gdy weszli do mieszkania, zaczął się rozglądać z zainteresowaniem, zwracając uwagę na
każdy szczegół. Przymglone światło, pstrokate malowidła na ścianach, gdzieniegdzie drogie
meble.
Poczęstowała go kawą. Wyszedł na balkon i stał tam przez chwilę, a wieczorny wiatr
rozwiewał mu włosy. Patrzył na pobliskie budynki.
Josephine położyła mu rękę na ramieniu i podała drinka, jakby chciała go przeprosić za
wcześniejsze chłodne zachowanie. Po chwili wróciła do pokoju i zaczęła się powoli rozbierać.
Zsunęła spódniczkę, ukazując podwiązki i majteczki, i podeszła do oszklonych drzwi
balkonowych. Stał tam, oszołomiony pięknem oraz bogactwem miasta. Oceniła, że wygląda
podobnie jak Peter Fonda, z lekkimi bruzdami wokół ust, w okularach ze starannie dobranymi
1
oprawkami. Należał do tego rodzaju mężczyzn, którzy podporządkowują sobie wszystkich i
wszystko. Nie znała dotąd nikogo takiego.
Wyszła na balkon i uśmiechnęła się do niego.
— Można stąd zobaczyć wszystkie banki w mieście — odezwał się nagle. Krawat powiewał
mu na wietrze.
Dotknęła jego policzka i pocałowała go mocno w usta. Poczuła, że jest już trochę podniecony
i rozpalony. Lubiła to. Zdjęła mu okulary i schowała w kieszonce eleganckiego garnituru.
Miał szaroniebieskie oczy jak wiosenne chmury. Patrzył na nią namiętnie. Pocałowała go
znowu.
—Rękawiczki? — spytał, patrząc na jej ręce.
Nosiła czarne, satynowe rękawiczki, szyte na miarę. Dotknęła jego rozpalonego policzka, po
czym powoli przesunęła rękę na kark, rozłożyła pałce i bardzo mocno go ścisnęła. Wstrzymał
oddech, oczy wyszły mu na wierzch. Próbował zachowywać się spokojnie w tej dziwnej
sytuacji, ale po chwili poczuł, że robi mu się słabo. Pożądanie rosło w nim, mimo bólu,
jakiego przed chwilą doznał. Rozluźniła uścisk, a on objął ją mocno w talii i pocałował za
uchem. Poczuła zapach wody po goleniu.
Nagle wywinęła mu się z objęć. Zareagował na to gwałtownie — chciał ją przytrzymać, ale
ona, rzuciwszy zalotne spojrzenie, odwróciła się i weszła do pokoju. Poszedł za nią. Stała
przy barku i robiła coś do picia. Wlała kawę do chłodnej szklanki, dodała trochę lodu i długo
mieszała, po czym wlała do niej złocisty rum. W lodówce znalazła karton soku jabłkowego i
otworzyła go, przez cały czas obserwując Russella, który stał na środku pokoju. Posłała mu
miły uśmiech. Wymieszała całość z sokiem i spróbowała.
Odstawiła szklankę i zaczęła powoli zdejmować prawą rękawiczkę, kolejno z każdego palca.
Russell stał i patrzył jak skamieniały.
— Usiądź — powiedziała.
Podszedł do krzesła, rozluźnił marynarkę i usiadł. Josephine zanurzyła palec w napoju, a
następnie polizała go delikatnie i ponętnie, dotykając zaledwie końcem języka. Potem
wsunęła palec do ust i zaczęła go ssać, jakby delektując się jego smakiem. Przez cały czas
patrzyła wymownie Russellowi w oczy. Odwróciła się do barku i wzięła karton z sokiem.
Zaczęła go pić powoli. Czuła się wspaniale.
— Jak się nazywa ten napój, który pijemy?
— Po prostu... drink.
Uśmiechnął się, gdy tymczasem Josephine wyciągnęła się na łóżku.
— Co robiłaś w Edynburgu? — zapytał z zainteresowaniem.
— Byłam miła dla nudziarzy.
— Chyba niezbyt miła, wnioskując z zachowania w podróży.
— Jeżeli jesteś zbyt miły, ludzie ci nie płacą.
Zauważyła, że zmarszczył brwi i zdała sobie sprawę, że pomyślał o niej jak o panience
lekkich obyczajów, dziwce z wyższych sfer.
Śmieszył ją. Zastanawiała się, czy naprawdę tak myśli. Była święcie przekonana, że nie
będzie na tyle wulgarny, aby zaproponować jej pieniądze. To raczej nie w jego stylu.
Sprawiał wrażenie przyzwoicie wychowanego chłopca z dobrego domu, który nigdy jeszcze
nie był w takiej sytuacji.
Kiedyś wiele uwagi poświęcała czytaniu z twarzy przeżyć i cierpień spotykanych mężczyzn i
kobiet. Młody Russell był interesującym obiektem. Cechowała go równowaga i
konwencjonalny styl, ale w środku był nieśmiały i niewinny. Pomyślała, że będzie się mogła
pobawić nim jak zabawką. Z pewnością należał do tych mężczyzn, którzy stawiają znak
równości między pieniędzmi a seksem. Na pieniądzach być może się znał, ale na seksie raczej
nie bardzo. Nie wiedział, że pieniądze są może ważne i przydatne, ale cholernie nudne. Dla
niego zaś pieniądze oznaczały siłę, a siła — seks. Josephine była pewna, że wielu spraw nie
2
potrafiłby pojąć. Czuł się niepewnie. Próbował znaleźć jakieś taktowne i delikatne wyjście z
tej sytuacji, ale nie bardzo wiedział jakie.
— Nalać ci dżinu? — spytała.
— Chętnie. — Podał jej szklankę.
Podniosła się z wdziękiem i pocałowała go w ciepłe, wilgotne usta. Zmieszała dżin z
tonikiem. Wbrew temu, co mógłby o niej teraz sądzić, nie była kobietą okrutną. Życie
przyzwyczaiło ją do przyjemności i szukała ich.
— To mieszkanie musiało cię kosztować fortunę?
To pytanie ją rozzłościło; było prostackie. Nie miał za grosz wyobraźni. Kusiło ją, aby dać
mu nauczkę i potem śmiać się z tego razem z Jackie.
Podeszła do niego, niosąc drinka.
— Dlaczego się nie rozgościsz? — spytała.
— W porządku. Dziękuję.
Rozsiadł się wygodniej. Podała mu dżin, a on przybliżył się, próbując znów ją pocałować, ale
wymknęła mu się zwinnie. Usiadł więc ponownie na krześle, wypił kilka łyków dżinu i
zamyślił się. Podeszła do niego i dotknęła jego ręki, po czym położyła ją sobie na piersiach.
Jego palce zaczęły poruszać się wokół. Stopniowo ruchy stawały się coraz bardziej
stanowcze. Pocałowała go. Jego usta miały teraz smak jałowca i goryczy. Poczuła, że go
pragnie.
— Wypij to szybko.
— Wezmę ze sobą — powiedział.
Zaprotestowała, potrząsając głową. Dopił więc do końca, powoli, jak gdyby chciał przedłużyć
moment oczekiwania na to, co zaraz nastąpi. Josephine jednym ruchem ściągnęła bluzkę.
Russell, skończywszy drinka, odstawił szklankę, starając się patrzeć na kobietę bez
zainteresowania.
— Rozbierz się — usłyszał.
Uśmiechnął się, ale wypadło to głupio. Zdjął zegarek, ozdobną spinkę do krawata i wszystko
to schował do kieszeni. Zaczął rozwiązywać krawat, rozpiąwszy przedtem górne guziki
koszuli. Krawat również schował do kieszeni. Odebrała od niego marynarkę, przewieszając ją
ostrożnie przez poręcz krzesła. Zachęcony jej jednoznacznym zachowaniem, zaczął
zdejmować koszulę. Pod spodem miał szarą, trykotową koszulkę, którą także szybko ściągnął.
Oczom Josephine ukazała się biała i szczupła pierś. Rozluźnił sznurowadła i zdjął buty,
ściągnął skarpetki i włożył je do butów. Rozpiął pasek od spodni i zaczął powoli je
zdejmować.
— Wszystko to tylko jakaś twoja tajemnicza gra, tak?
Josephine nie odpowiedziała. Stała teraz przed nim w samych majteczkach, podwiązkach i
pończochach. Miała rewelacyjną figurę, którą podkreślała jeszcze bielizną z
pierwszorzędnego jedwabiu. Wyglądała w niej ponętnie i podniecająco. Russell spoglądał na
jej piękne, długie nogi, kształtne biodra i kępkę ciemnych włosów wystającą spod majteczek.
Wpatrywał się w sterczące piersi...
Zdjął spodnie. Pod nimi miał slipy w czerwono-złote paski, nie bardzo pasujące do
konwencjonalnego stroju. Spojrzał na Josephine i zdjął je, ukazując gęste, ciemne włosy
łonowe i sterczący obrzezany penis.
Josephine podeszła wolno i wzięła go do ręki. Czuła, jak rośnie w dłoni i jest coraz bardziej
gorący. Uklękła i pocałowała go. Czuła, jak Russell drży i coraz ciężej oddycha. Wstała,
patrząc mu w oczy i nadal trzymając w dłoni jego członek. On także patrzył — w tej chwili
zapomniał o pieniądzach i interesach. Ona była górą, a on czul się jak bezradne zwierzątko.
Pocałował ją czule.
— Czy mogę skorzystać z twojej łazienki? — zapytał.
— Chcesz wziąć prysznic?
3
— Nie...
Uśmiechnęła się ironicznie i zaprowadziła go do łazienki. Oparła się o brzeg umywalki, gdy
on otworzył klapę sedesu i spojrzał na nią skrępowany.
— Nie mogę tego robić, gdy ktoś na mnie patrzy.
W tym momencie zdał sobie sprawę, że zachowuje się jak smarkacz. Josephine stanęła za nim
i pogłaskała go po pośladkach. Jego mięśnie poruszały się rytmicznie.
— Odpręż się — powiedziała cicho.
Russell znowu zachowywał się biernie i posłusznie. Wyszeptał coś bez związku. Josephine
wyszła z łazienki i dopiła w pokoju swojego drinka. Przeczesała palcami włosy i włożyła rękę
między uda.
Wyszedł zakłopotany i poniżony. Z jego oczu wyczytała, że wybacza jej wulgarne
zachowanie i czeka na dalszy ciąg. Podeszła do niego i pogłaskała go czule po policzku.
Zauważyła, że wilgotnieją mu oczy.
— Mamy jeszcze dużo czasu. Pocałowała go czując, że jego ciało płonie. Pociągnęła go za
sobą na łóżko.
— Chodź!
Położył się na przyjemnie chłodnym prześcieradle. W tym momencie zadzwonił stojący przy
łóżku telefon. Dzwonił przez dłuższą chwilę.
4— Nie chcę, aby nam ktoś przeszkadzał. — Odłożyła słuchawkę na bok. Podniosła leżący na
podłodze rzemień z klamrą. Chwyciła Russella za ręce i zręcznym ruchem przy wiązała go za
przeguby do łóżka. Był oszołomiony, próbował się wyrywać.
— Janie... nigdy...
— Spokojnie!
Przymocowała do łóżka także jego nogi. Leżał teraz rozpostarty, a z czoła spływał mu pot.
Bał się, ale był jednocześnie mocno podniecony.
— Josephine, słuchaj... ja...
Uderzyła go mocno w nogę. Zacisnął zęby z bólu, ale poddał się całkowicie. Zsunęła się z
łóżka i powoli przysunęła twarz do jego krocza. Wzięła penis w usta, pocierając go lekko
wargami i czubkiem języka. Słyszała, jak mężczyzna pojękuje z rozkoszy i podniecenia.
Usiadła nagle i spojrzała mu w twarz. Lubiła mężczyzn, którzy łatwo się poddają; pokornych
i gorliwych. Russell uniósł głowę, ale jego ruchy były niepewne i niezdarne. Znowu zaczęła
pieścić jego członek czując, jak rośnie. Ręką w rękawiczce gładziła jądra, które także rosły i
pęczniały. Członek zagłębiał się coraz bardziej w jej ustach; nagle ruchy stały się szybsze.
Wciągnęła go mocno i poczuła, że na jego końcu pojawiła się kropelka. Był u szczytu
podniecenia; drżał przez cały czas.
— Josephine, czy możemy... — Chciał coś powiedzieć, ale nie dała mu dokończyć.
Ściągnęła pończochy i położyła się obok na łóżku.
— Jeżeli to ci nie odpowiada, to powiedz.
Milczał. Potraktowała to jako zgodę na dalsze kontynuowanie tej gry. Włożyła mu na szyję
sztywny, skórzany kołnierz. Zapięła go za pomocą srebrnego kółka, popychając głowę
Russella na łóżko. Zabolało go to i wykrzywił twarz w grymasie. W nagrodę pocałowała go.
Wokół swojej szyi także umocowała kołnierz, ale cieńszy i węższy, wysadzany diamentami w
srebrnych obwódkach.
Podniecenie Russella gasło powoli; ze strachu, napięcia i niepewności. Josephine to nie
przeszkadzało. Znowu stała się miła, pieściła go i całowała, dopóki penis nie urósł. Russell
szybko się podniecał.
Zdjęła drugą rękawiczkę i zaczęła odpinać bluzkę. Oczom Russella ukazały się jędrne piersi,
a pomiędzy nimi tatuaż — figura złożona z malutkich kostek domina. Wiedziała, że on nie
rozumie, jak wielkie znaczenie ma dla niej ten tatuaż. On zaś przeczuwał, że nie powinien
teraz o nic pytać. Zapyta, gdy ona mu na to pozwoli.
4
Przyjrzała mu się, gdy tak leżał obezwładniony. Pochyliła się i dotknęła piersiami jego
twarzy.
— Całuj — rozkazała, napierając mocniej.
Zaczął całować miejsce, gdzie widniał tatuaż. Zlizywał kropelki potu, które pojawiły się
między piersiami. Teraz była z niego zadowolona. Pocałowała go w brodawki, potem w
brzuch i podbrzusze. Całowała jego ramiona, szyję i uszy. Potem znowu przeszła niżej, aż do
jąder. Jednak tym razem drażniła tylko podbrzusze i uda. Przebiegała po nich językiem, na co
on odpowiadał drżeniem i pojękiwaniem.
W pewnym momencie usiadła na nim i zaczęła uderzać jego uda cieniutkim rzemykiem, który
wyciągnęła spod łóżka. Uderzała coraz mocniej, aż zaczął syczeć z bólu. Nie przestawała
jednak bić. Zacisnął wargi i zaczął się szarpać, lecz nie na wiele to się zdało. Ona panowała
nad nim; był zdany na jej zachcianki.
Przesunęła się, balansując biodrami. Nie był odporny na ból. Pomyślała, żeby go rozwiązać,
ale w końcu stwierdziła, że zrobi to później.
— Może moje zabawy ci się nie podobają — szepnęła mu do ucha. — Na razie musisz je
znosić.
Próbował protestować, ale nie pozwoliła na to.
— Ostrzegam cię, bo konsekwencje mogą być bolesne.
Zacisnął usta i zamknął oczy. Bał się, ale pożądanie było silniejsze.
— Sześć uderzeń i ani jednego jęku. — Pogratulowała mu z podziwem. Pocałowała go. —
Chyba nieprędko zrezygnuję z moich zachcianek. Jesteś niezły.
Spojrzała mu w twarz. Cały czas patrzył na nią z obawą. Była zadowolona ze swej przewagi.
Czuła, jak chęć dalszej zabawy rośnie w niej, a i on poddaje się temu uczuciu. Dotknęła go
delikatnie pejczem. Naprężył się i drgnął, kiedy uderzyła.
— Raz. Uderzyła znowu.
— Dwa. Trzy.
W oczach Russella pojawiły się łzy. Sięgnęła znowu po rzemień. Uderzyła w lewe udo, potem
w prawe i znowu. Nie wydał żadnego dźwięku, tylko łzy spływały mu po policzkach. Był
napięty do granic możliwości. Pocałowała go w usta. Nagle uniósł głowę i zaczął ją całować
tak żarliwie, że aż odsunęła się.
Nogi były naznaczone płonącymi śladami, a jednak podniecenie znowu w nim wzbierało.
Jego członek był naprężony i gotowy. Wzięła go do ust; był gorący i drgał.
— Zaczynamy znowu — powiedziała.
Podniosła pejcz. Uderzyła ponownie kilka razy. Na ciele Russella pojawiły się nowe ślady,
także na twarzy. Usta były gorące i rozchylone. Uniosła biodra i jego oczom ukazało się w
całej okazałości wilgotne krocze. Przykucnęła nad nim i naparła kroczem na jego pierś. Po
chwili przesunęła się nad twarz. Całował jej gorącą i wilgotną cipkę. Nagle, nie wiadomo
dlaczego, odsunęła się.
— Josephine, boli mnie ramię. Proszę, rozwiąż mnie.
Uwolniła go. Wstała i patrzyła, jak powoli rozprostowywał ręce i nogi. Uśmiechała się
ironicznie.
— Nie jesteś zbyt twardy — powiedziała. — Mięczak z ciebie. Nie tego się spodziewałam.
Pamiętaj, jeśli będziesz nieposłuszny, inaczej pogadamy.
Spojrzał na nią zdziwiony i zirytowany.
— Przestań, Jo.
— Aha, jeszcze jedno. Mam nadzieję, że odwdzięczysz mi się za dzisiejszą lekcję i zaprosisz
mnie na kolację.
Uśmiechnął się.
— Możemy iść zaraz.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dodatni.htw.pl