,
ARTHUR C. CLARKE - 2010 Odyseja ...ARTHUR C. CLARKE - 2010 Odyseja kosmiczna, Książki, Powieści
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Arthur C. Clarke Odyseja kosmiczna 2010 Z pełnym szacunku podziwem dedykuję tę powieść dwóm wielkim Rosjanom, których nazwiska pojawiają się na jej kartach: Generałowi Aleksiejowi Leonowowi, kosmonaucie, Bohaterowi Związku Radzieckiego, artyście; Akademikowi Andriejowi Sacharowowi, uczonemu, laureatowi Nagrody Nobla, humaniście. Od Autora Książka2001 - Odyseja kosmiczna powstawała w latach 1964—1968, a drukiem ukazała się w lipcu 1968 r., krótko po wejściu na ekrany filmu o tym samym tytule. Jak pisałem -w Zagubionych światach 2001, obydwa przedsięwzięcia realizowane były jednocześnie, tak że powstało między nimi swego rodzaju sprzężenie zwrotne. Często zdarzało mi się poprawiać maszynopis po obejrzeniu kopii roboczych filmu opartego na wcześniejszej wersji powieści - był to inspirujący, ale raczej pracochłonny sposób pisania książki. Dzięki temu jednak między powieścią a filmem wytworzył się związek o wiele bliższy, niż zdarza się to zazwyczaj, lecz pojawiły się również istotne rozbieżności. W powieści celem statku kosmicznego „Discovery" był Japetus - najbardziej enigmatyczny ze wszystkich księżyców Saturna. Statek znalazł siew systemie Saturna mając za sobą podróż przez okolice Jowisza. Zbliżył się do tej ogromnej planety i używając jej gigantycznego pola grawitacyjnego niczym procy, nabrał przyśpieszenia i wyruszył w drugą część podróży. Dokładnie ten sam manewr powtórzyły sondy kosmiczne „Voy-ager" w roku 1979, podczas pierwszego szczegółowego rekonesansu wokół zewnętrznych olbrzymów. W filmie natomiast Stanley Kubrick mądrze uniknął zamieszania, umiejscawiając trzecie spotkanie Człowieka z Monolitem pośród księżyców Jowisza. Saturn całkowicie wypadł ze scenariusza, chociaż później Douglas Trumbull wykorzystał doświadczenia zdobyte podczas filmowania planety i jej pierścieni we własnym filmie pod tytułem Cichy bieg. W połowie lat sześćdziesiątych nikt nie był w stanie przewidzieć, że eksploracja księżyców Jowisza rozpocznie się nie w następnym stuleciu, lecz po upływie piętnastu lat. Nikt nie marzył nawet o cudach, jakie zostaną odkryte, chociaż dziś doskonale wiemy, iż zdobycze obydwu „Yoyagerów" zbledną któregoś dnia w porównaniu z czymś jeszcze mniej wyobrażalnym. Gdy pisałem 200 J - Odyseję kosmiczną, lo, Europa, Ganimedes i Callisto były jedynie punkcikami światła nawet w najsilniejszych teleskopach. Obecnie są to dla nas oddzielne, niepowtarzalne światy, z których lo jest najbardziej aktywnym wulkanicznic ciałem w przestrzeni całego Układu Słonecznego. Rozpatrując wszystkie za i przeciw - zarówno książka, jak i film wypadają nieźle w zestawieniu z najnowszymi odkryciami. Szczególnie interesująco przedstawia się porównanie sekwencji filmowych z Jowisza z prawdziwymi zdjęciami, wykonanymi przez kamery „Ybyagera". Niemniej jednak przy pisaniu nowej powieści należy wziąć pod uwagę odkrycia z roku 1979, gdy księżyce Jowisza przestały być białą plamą na mapie wszechświata. Istnieje też inny, bardziej subtelny czynnik psychologiczny, który należy uwzględnić. 2001 - Odyseja kosmiczna powstała w czasach, które znalazły się już poza jedną z wielkich linii podziału ludzkiej historii. Czasy te oddzielił od nas na zawsze moment, kiedy Neil Armstrong postawił swoją stopę na Księżycu. Dwudziesty lipca 1969 r. był ciągle odległy o pięć lat, gdy Stanley Kubrick i ja zaczęliśmy myśleć o „typowym dobrym filmie science fiction" (określenie S.K.). Historia i fikcja nierozerwalnie splotły się ze sobą. Astronauci ze statków „Apollo" widzieli film przed wyruszeniem na Księżyc. Załoga „Apolla 8", która w Boże Narodzenie 1968 r. jako pierwsza w historii ujrzała ciemną stronę Księżyca, opowiadała mi później o pokusie nadania komunikatu radiowego o odkryciu wielkiego czarnego Monolitu. Rozsądek wziął jednak górę. Później też zdarzały się niesamowite wprost przypadki naśladowania sztuki przez życie. Najdziwniejszym ze wszystkich była saga statku „Apollo 13" z roku 1970. Na dobry początek modułowi dowodzenia, w którym przebywała załoga, nadano nazwę „Odyseja". Tuż przed wybuchem pojemnika z tlenem -co w efekcie stało się przyczyną niepowodzenia misji - załoga słuchała Za-ratustry Ryszarda Straussa, utworu, który powszechnie wiązano z akcją filmu. W chwilę po zaniku mocy Jack Swigert nadał do Kontroli Lotu: „Houston, mamy problem". Są to słowa, których użył Hal zwracając się do astro-nauty Franka Poole'a w podobnych okolicznościach: „Przepraszam, że przerywam uroczystość, ale mamy pewien problem". Gdy opublikowano raport z misji „Apolla 13", szef administracji NASA Tom Paine przesłał mi kopię dokumentu z dopiskiem pod słowami Swiger-ta: „Dokładnie tak, jak przewidziałeś, Arthurze". Do tej pory czuję się bardzo dziwnie, rozmyślając nad całą tą serią wypadków -jak gdybym ponosił za nie współodpowiedzialność. Są i mniej poważne, lecz równie uderzające podobieństwa. Jedną z najciekawszych technicznie sekwencji filmu była scena, gdy Frank Poole biega wokół pionowo umieszczonej olbrzymiej wirówki, gdzie utrzymuje się dzięki „sztucznej grawitacji", powstałej wskutek obrotów maszyny. Prawie dziesięć lat później załoga „Skylaba" - jedna z najbardziej udanych misji kosmicznych - zdała sobie sprawę, że projektanci wyposażyli jej statek w podobną geometrię: pierścień pojemników magazynowych obiegał gładką, kolistą powierzchnią wnętrze stacji kosmicznej. „Skylab" wprawdzie się nie obracał, lecz nie przeszkadzało to jego pomysłowym mieszkańcom biegać wzdłuż kręgu pojemników, niby myszy w obrotowej klatce, dokładnie tak jak pokazano w Odysei. Zapis telewizyjny tej sceny ze „Skylaba" został wysłany na Ziemię (czy muszę dodawać, jaki podkład muzyczny jej towarzyszył?) z następującym komentarzem: „Powinien to zobaczyć Stanley Kubrick". Oczywiście w swoim czasie zobaczył dzięki kasecie magnetowidowej, którą mu wysłałem (nawiasem mówiąc nigdy nie odzyskałem kasety; Stanleyowi chyba oswojona czarna dziura służy za kartotekę). Kolejnym ogniwem, które łączy film z rzeczywistością, jest obraz pędzla dowódcy statku „Apollo-Sojuz", kosmonauty Aleksieja Leonowa, zatytułowany Obok Księżyca. Po raz pierwszy zobaczyłem go w roku 1968, gdy Odyseję prezentowano na konferencji zorganizowanej przez Narody Zjednoczone, poświęconej pokojowemu wykorzystaniu przestrzeni kosmicznej. Tuż po projekcji Aleksiej pokazał mi, że jego obraz (ze strony trzydziestej drugiej książki Leonowa i Sokołowa Gwiazdy czekają na nas, Moskwa 1967) przedstawia dokładnie taką samą konfigurację ciał niebieskich jak początek filmu: Ziemia wznosząca się ponad Księżycem, a za nimi wschód Słońca. Szkic do obrazu z autografem Leonowa wisi obecnie w moim biurze. Inne szczegóły znajdują się tutaj, w rozdziale dwunastym. Nadszedł już moment, by zidentyfikować inną, może mniej znaną postać z kart tej książki: Hsue- shen Tsiena. W roku 1936, wspólnie z wielkim The-odorem van Karmanem i Frankiem J. Maliną, doktor Tsien zakładał Aero-nautyczne Laboratorium Guggenheima przy Kalifornijskim Instytucie Technologicznym (GALCIT), które bezpośrednio poprzedzało słynne Laboratorium Napędów Odrzutowych w Pasadenie. Tsien był także pierwszym profesorem Fundacji Goddarda w Kalifornijskim Instytucie Technologicznym i wniósł tam ogromny wkład do rozwoju amerykańskich badań rakietowych w latach czterdziestych. Później, w czasie jednego z epizodów niechlubnej epoki McCarthy'ego, został osadzony w areszcie na podstawie rozdmuchanych oskarżeń o zagrożenie bezpieczeństwa kraju, gdy starał się powrócić do swojej ojczyzny. Przez ostatnich dwadzieścia lat był jednym z pionierów chińskiego programu rakietowego. Na koniec pozostała jeszcze tajerrnicza kwestia „oka Japetusa" z rozdziału trzydziestego piątego 2001 - Odysei kosmicznej. Opisuję tam odkrycie astronauty Bowmana, który na jednym z księżyców Saturna dostrzegł ,jasny, biały owal o długości czterystu mil i szerokości dwustu... Olbrzymia elipsa miała doskonałą symetrię... stanowiła tak wyraźny obszar, jakby ktoś celowo wytyczył jąna małym księżycu". Przy bliższym badaniu Bow-man przekonał się, że, jasna, owalna płaszczyzna na ciemnym tle przypomina olbrzymie puste oko przyglądające się coraz bliższemu statkowi". Dopiero później „dostrzegł maleńką, czarną plamkę dokładnie w samym środku", która okazała się Monolitem (a raczej jednym z jego egzemplarzy). No cóż, kiedy „Yoyager l" przesłał pierwsze fotografie Japetusa, widać było na nich odcinający się ostrą linią biały owal z małą, czarną kropką pośrodku. Carl Sagan natychmiast przysłał mi z Laboratorium Napędów Odrzutowych kopie fotografii, dołączając do nich tajemniczą notatkę: „Myśląc o tobie.. ."Nie wiem, czy powinienem czuć ulgę czy rozczarowanie, gdyż „Yoyager 2" pozostawił tę sprawę ciągle otwartą. Książka, którą zamierzacie przeczytać, jest niewątpliwie o wiele bardziej złożona, niż można by się spodziewać po przysłowiowym dalszym ciągu wcześniejszej powieści bądź filmu. Tam, gdzie pierwsza część i film różniły się, pozostałem zazwyczaj wiemy wersji filmowej; jednakże głównym celem, który mi przyświecał, było uczynienie obecnej powieści bardziej zwartą i tak dokładną przy opisywaniu faktów w świetle dzisiejszej wiedzy, jak tylko jest to możliwe. Co oczywiście w roku 2001 i tak nie będzie mieć większego znaczenia. Arthur C. Clarke Kolombo, Sri Lanka, styczeń 1982 Część pierwsza LEONÓW Rozdział pierwszy Spotkanie Nawet teraz, w epoce metrycznej, teleskop ten nazywano teleskopem tysiącstopowym, a nie trzystumetrowym. Olbrzymi spodek pośród gór znajdował się w półcieniu, tropikalne zachodzące słońce oświetlało tylko trójkątny zespół antenowy wznoszący się wysoko ponad środkiem dysku. Jedynie ktoś obdarzony doskonałym wzrokiem mógłby dostrzec dwie ludzkie postacie wśród plątaniny siatek, kabli i prowadnic. - Nadszedł czas - powiedział doktor Dmitrij Moisiejewicz do swojego starego przyjaciela Heywooda Floyda - by porozmawiać o wielu rzeczach. O pryncypiach i statkach kosmicznych, a także zmowach milczenia, lecz przede wszystkim o monolitach i psujących się komputerach. - Dlatego nalegałeś, żebym urwał się z konferencji. Nie, nie abym miał coś przeciwko temu. Słyszałem wykład Carla tyle razy, że mógłbym recytować go z pamięci. A widok stąd jest rzeczywiście wspaniały. Wiesz, byłem w Arecibo mnóstwo razy, nigdy jednak nie udało mi się dojść do podstawy anteny. - To wstyd, Heywoodzie. Ja tu byłem już trzy razy. Pomyśl, słuchamy całego wszechświata, a nikt nie jest w stanie podsłuchać tego, co tutaj mówimy. Przejdźmy więc do waszego problemu. - Jakiego problemu? - Zacznijmy od tego, dlaczego zrezygnowałeś z funkcji sekretarza Narodowej Rady Astronautyki. - Nie zrezygnowałem. Uniwersytet Hawajski płaci znacznie le- 13 - W porządku, nie zrezygnowałeś, wyprzedziłeś ich po prostu o jedno posunięcie. Woody, znamy się już od tak dawna, że nie uda ci się mnie oszukać. Gdyby ci teraz ktoś znów zaproponował posadę w NRA, czy wahałbyś się z przyjęciem jej? - Masz rację, ty stary lisie. Co chcesz wiedzieć? - Po pierwsze, raport, który po tylu naleganiach w końcu napisałeś, zawiera wiele niedomówień. Pomińmy już śmieszne i, uczciwie mówiąc, niezgodne z prawem utrzymywanie w tajemnicy wykopania przez waszych ludzi Monolitu z Tycho... - To nie był mój pomysł! - Miło mi to słyszeć i nawet ci wierzę. Doceniamy również, że teraz pozwalacie wszystkim badać Monolit, co zresztą powinno być możliwe dawno temu. Chociaż faktem jest, że nie na wiele się to zdało... W ciszy, która zapadła, dwaj mężczyźni rozmyślali przez chwilę nad czarną zagadką nieoczekiwanie wytropioną na Księżycu i tak wzgardliwie opierającą się dotąd wszystkim instrumentom, za pomocą których ludzie usiłowali ją rozwikłać. - Bez względu na to, czym jest Monolit - kontynuował rosyjski naukowiec - tam, przy Jowiszu, istnieje coś znacznie ważniejszego. Coś, co odebrało wszystkie sygnały i sprawiło, że twoi ludzie zaczęli mieć kłopoty. Przy okazji, przyjmij ode mnie wyrazy współczucia. Co prawda, osobiście znałem tylko Franka Poole'a. Spotkałem go w dziewięćdziesiątym ósmym na kongresie IAF. Wyglądał na porządnego człowieka. - Dziękuję. Wszyscy byli porządnymi ludźmi. Chciałbym wiedzieć, co się tam stało. - Cokolwiek to było, z pewnością przyznasz, że obecnie sprawa dotyczy całej ludzkości, a nie tylko Stanów Zjednoczonych. Nie możecie dłużej wykorzystywać swej wiedzy wyłącznie na użytek własnego kraju. - Dmitrij, wiesz doskonale, że twój kraj postąpiłby dokładnie tak samo. I ty byś mu pomógł. - Masz absolutną rację. Nie mówmy jednak o przeszłości, do której należy też wasza administracja odpowiedzialna za cały ten bałagan. Być może nowy prezydent znajdzie sobie lepszych doradców. - Możliwe. Masz jakieś propozycje? A jeśli tak, to czy są oficjalne, czy wyłącznie osobiste? - W tej chwili całkowicie prywatne. Coś, co cholerni politycy nazywają badaniem gruntu i czemu w razie potrzeby oficjalnie kategorycznie zaprzeczę. 14 - Uczciwie stawiasz sprawą. Mów dalej. - W porządku. Oto jak wygląda sytuacja: budujecie „Discovery II" na orbicie parkingowej z godnym podziwu pośpiechem. Nie ma jednak nadziei na ukończenie prac przed upływem trzech lat, a to oznacza, że nie zdołacie wykorzystać najbliższej optymalnej konfiguracji planet... - Nie zaprzeczam ani też nie potwierdzam. Pamiętaj, że jestem tylko skromnym rektorem [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|